Pierwsza wizyta w klubie AA
Najbardziej przerażającą myślą był śmiech ze strony znajomych z faktu, że w ogóle się tam znalazłem. Bardzo chciałem to ukryć przed wszystkimi. W końcu to jedna z cech alkoholików- udawanie, że mój styl życia jest ok. Dodatkowo snułem, że w jakiś sposób wywrze to na mnie, przymusowość wprowadzenia zmian w życiu takich jak mówienie każdemu, jaki to alkohol jest zły i że nie warto pić, albo piętno całe życie trzeźwiejącego, który na wzór bohatera filmu “Pod Mocnym Aniołem” za każdym razem będę przypominał, że nie pije, bo jestem alkoholikiem. Wewnątrz siebie się z tym nie zgadzałem. Uciekłem dosłownie tuż sprzed samych drzwi, choć przejechałem pół Warszawy, żeby znaleźć się w tym miejscu. Moją wymówką było to, że po prostu byłem spóźniony parę minut… Choć drzwi były uchylone i zaglądałem przez nie do środka, dopiero później usłyszałem od przyjaciela, że mogłem podjąć inną decyzję i po prostu wejść. Takie było pierwsze podejście.
Na szczęście nie zabrakło mi determinacji i wiodła mną myśl o tym, że naprawdę gorąco pragnę zmian w życiu i jeżeli to ma mi w tym pomóc, to muszę się tam znaleźć. Jeszcze raz.
Pierwsza rozmowa z prowadzącym była zaskakująco ciepłym przyjęciem w gronie, które dotąd było mi nieznane. Pogadaliśmy chwilę przed rozpoczęciem i dzięki temu miałem okazje, żeby poobserwować ludzi. Wyglądali normalnie, nigdy nie posądziłbym ich o żadne problemy z alkoholem. Fajne ciuchy, zdrowe zachowanie i rozmowy na poziomie, przyczyniły się do ostudzenia mojego przerażenia nowym doświadczeniem. Wrażenie, jakie sam po sobie odniosłem, opisałbym jako zaskoczenie tym, co mnie zastało, a to był dopiero początek.
Nie uczestniczyłem aktywnie w spotkaniu (to był mityng otwarty). Mogły brać w nim udział osoby, które choć trochę interesują się tematyką alkoholizmu- np. terapeuta czy osoba, która chciała po prostu zobaczyć, jak cały proceder przebiega. Taką postawę też przyjąłem, zaraz po mim pierwszym publicznym przyznaniu się do nałogu. Dzięki temu wytrwałem do końca.
Opowiedziane historie tylko z tego spotkania to scenariusz na kolejny film w stylu Smarzowskiego. Najtrafniejszym opisem strat, jakie przynosi alkoholizm, wykazał się uczestnik, który powiedział: “Dopiero, kiedy przestałem pić, dotarło do mnie, że mam dzieci” po dwudziestu paru latach picia, ponad 20letnie dzieci. Tak jakby wcześniej nie miał świadomości tego, kim jest w życiu dla innych. Całe spotkanie cechowało się wielkim kontrastem, ponieważ to osoby, które teraz mają normalne rodziny, dobrze prosperujące firmy, wakacje w Alpach i ogólnie poukładane życie.
To, co zrozumiałem po tym mityngu to fakt, jak ważne jest dla nich otaczać się ludźmi stroniącymi od alkoholu. Niekoniecznie tych, którzy przerobili już temat uzależnienia, ale ogólnie niepijącymi. Sami siebie uważają za przyjaciół z mocnymi więzami, jakie tworzą się po wspólnych zwierzeniach i wzajemnym wsparciu. Nie zawitałem do nich ponownie, ale niedługo po tym znalazłem grupę niepijących przyjaciół, z którymi udało mi się oderwać od rutyny picia na spotkaniach towarzyskich. Nigdy nie pomyślałbym wcześniej, że mogę tak dobrze bawić się bez alkoholu. Nawet na urodzinach koleżanki. To był przełom, który na dobre otworzył mi oczy, że byłem w błędzie- mój styl życia nie był OK.
K.